W regionie był spokój, wszędzie pilnie pracowano, zaopatrzenie zaczęło lepiej działać, o jakichś większych waśniach czesko-polskich nie było słychać. Polacy dotrzymywali umowy i wystrzegali się wszystkiego, co by mogło świadczyć, że chcą swoją władzę jakoś umocnić. Nawet oni czekali, aż dojdzie do jakiegoś definitywnego rozstrzygnięcia, a przez to do zakończenia prowizorycznego stanu powstałego w wyniku czesko-polskiego porozumienia.
Kiedy jednak zauważyli, że nic się nie dzieje, że my jesteśmy militarnie zaangażowani na Słowacji, że wojska Ententy nie zajmą terenów byłych Austro-Węgier i że w Ostrawie dysponujemy tylko małym garnizonem, który był potrzebny do utrzymania porządku w mieście i zagłębiu, zaczęli myśleć o wzmocnieniu swojego prowizorium i petryfikacji tego, co miało trwać tylko przejściowo i co nie miało w żadnym stopniu przesądzać o ostatecznym ustaleniu granic. Lokalna umowa dotycząca zachowania spokoju i porządku miała przeobrazić się w układ międzypaństwowy, określający granice!
Doszło do tego, gdy zaczęli zaprzysięgać wszystkich urzędników, także tych z powiatu frysztackiego, który według umowy z 5 listopada podlegał częściowo Zemskiemu Národnímu Výborovi pro Slezsko, dalej — gdy wbrew umowie sądownictwo na całym Śląsku Cieszyńskim (a więc także w czeskiej części) podporządkowano Wyższemu Sądowi Krajowemu w Krakowie. [...] Natychmiast zaczęto protestować u Rady Narodowej [Księstwa Cieszyńskiego] przeciwko oczywistym nadużyciom, a w wielu przypadkach naruszeniom umowy.
Zemský Národní Výbor zwrócił się równocześnie do rządu z memorandum, w którym wskazał na niebezpieczeństwa, jakie przynosił rozwój wypadków na Śląsku Cieszyńskim. [...] Memorandum prosi, aby rząd przeforsował wysłanie wojsk Ententy. „Gdyby jednak nie udało się tego zrobić z wojskami Ententy — mówi dalej memorandum — prosimy, aby dano nam wskazówki, czy byśmy sami nie mogli przedsięwziąć jakiejś akcji zbrojnej w celu opanowania tych miejsc”.
Polska Ostrawa, 25 listopada
Ferdinand Pelc, O Těšínsko, Slezská Ostrava 1928 (tłum. Dariusz Ałaszewski, Piotr Głogowski).
Rodacy! W imieniu Krajowej Rady Narodowej Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego obejmuje władzę na wyzwolonych terenach Polski. Ani chwili na ziemi polskiej, uwolnionej od najazdu niemieckiego, nie może działać żadna inna administracja prócz polskiej. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego sprawuje władzę poprzez Wojewódzkie, Powiatowe, Miejskie i Gminne Rady Narodowe i przez upełnomocnionych swych przedstawicieli. Tam, gdzie Rady Narodowe nie istnieją, demokratyczne organizacje zobowiązane są natychmiast powołać je do życia, włączając w ich skład cieszących się zaufaniem ludności Polaków-patriotów, niezależnie od ich poglądów politycznych.
Moskwa, 20 lipca
Konstytucja i podstawowe akty ustawodawcze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, Warszawa 1964.
Prezydent [Bolesław] Bierut [Przewodniczący Krajowej Rady Narodowej] zaskoczył nas wszystkich doskonałą znajomością naszych problemów. Wiedziałem, że interesuje się działalnością przemysłu i warunkami życia ludności, ale żeby zadać sobie tyle trudu, by znać nawet szczegóły! Widać było, że leży mu szczerze na sercu wszystko, co dotyczy województwa, dopytywał się zwłaszcza o zaopatrzenie osiedli robotniczych, czy działają stołówki, czy dzieci są dożywiane w szkołach, jak z lekarstwami itp.
Katowice, 17 marca
Andrzej Konieczny, Jan Zieliński, Pierwsze sto dni, Katowice 1985.
Dziś, po blisko sześciu latach najkrwawszej z wojen, dzięki ofierze życia i krwi żołnierzy bohaterskiej Armii Czerwonej i walczącego z nią ramię w ramię Wojska Polskiego, dzięki ofierze życia i krwi żołnierzy armii sojuszniczych, krwawa bestia hitlerowska leży powalona, a narody Europy stoją u progu pokoju... My, Górnoślązacy, Zagłębiacy, Opolanie pamiętamy, że to Krajowa Rada Narodowa na swym drugim plenarnym posiedzeniu już w styczniu 1944 roku wyraźnie i śmiało ustosunkowała się do przyszłych granic Polski – ustaliła konieczność przyjaznego, kładącego na zawsze kres nieporozumieniom, uregulowania ze Związkiem Radzieckim sprawy granic wschodnich i ogłosiła prawo Rzeczypospolitej Polskiej do granic na zachodzie i północy nad Odrą, Nysą i Bałtykiem. Dekrety i praktyczna działalność PKWN, a dziś Tymczasowego Rządu RP, wyszły z założeń zakreślonych przez KRN. Chłop polski otrzymał z rąk państwa ziemię magnacką i obszarniczą. Robotnik został podniesiony do roli decydującej o rządach w Polsce – jako rzeczywisty – wraz z chłopstwem i inteligencją pracującą – współgospodarz kraju. My tu organizujemy naszą administrację na Śląsku Opolskim. Podstawą polityki zagranicznej stała się polityka głębokiej i rzeczywistej – po utrwalonej przelaną na polach bitew krwią żołnierzy Armii Czerwonej i Wojska Polskiego – przyjaźni między narodami polskim i radzieckim.
Katowice, 8 maja
Andrzej Konieczny, Jan Zieliński, Pierwsze sto dni, Katowice 1985.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 31 maja 1946 r. zostałam skazana na karę śmierci. Mam 22 lata, jestem Polką i nigdy nie myślałam, że koleje mojego życia tak się tragicznie ułożą. Upraszam Obywatela Prezydenta o łaskę i zamianę wyroku na karę więzienia. Dziś widzę z przerażeniem, że niedoświadczenie pchnęło mnie w niewłaściwym kierunku, tym samym w niewłaściwe otoczenie i w nim do upadku.
Do bandy „Rudego” zostałam wzięta przemocą przy użyciu podstępu. Na zabawie w Chróścinie podszedł do mnie nieznany mi wojskowy i zażądał, ażebym poszła z nim do najbliższego domu celem sprawdzenia dokumentów. Po wyjściu sterroryzował mnie bronią i zaprowadził do swojej kryjówki, gdzie targnął się na moją cześć kobiecą. On kazał mi należeć do bandy i groził śmiercią mnie i rodzinie, gdybym wycofała się lub zdradziła bandę. Do bandy tej należałam tylko 14 dni i cały czas byłam bezbronnym narzędziem w ich rękach. Faktu bezpośredniego zabicia kogokolwiek przewód sądowy mi nie udowodnił i przysięgam, że nikogo nie zabiłam i nad nikim się nie znęcałam. I choć dziś zdaję sobie sprawę z winy i konieczności poniesienia odpowiedzialności, bo mogłam przecież ryzykować ucieczkę, to jednak wyrok śmierci wydany na mnie uważam za zbyt surowy. Nadmieniam jeszcze, że dotychczas żadnego wyrobienia politycznego nie miałam. W kraju ścierają się różne prądy mające swoich zwolenników. Nieszczęściem moim było to, że zły los rzucił mnie w ręce ludzi, którzy działali na szkodę Polski Demokratycznej. Z reakcją nie mam żadnej naturalnej łączności. Rodzice moi to drobnorolni włościanie – obecnie repatrianci ze wschodu. W rodzinie naszej nigdy nikt nie był przestępcą. […] Proszę Obywatela Prezydenta o łaskę życia, a przysięgam, że w przyszłości, po odcierpieniu kary, będę starała się odrobić błędy i być pożyteczną dla Ojczyzny.
Wrocław, 2 czerwca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 31 V 1946 r. zostałem skazany na karę śmierci za przynależność do oddziału leśnego działającego na terenie powiatu wieluńskiego, który to oddział dokonał napadu na pociąg w Czastarach, zabijając kilku żołnierzy sowieckich.
[…]
W oddziale S. P. przebywałem tylko 1 tydzień, tj. od 11 do 18 lutego 1946 r., w którym to dniu zostałem aresztowany. Razem z tym oddziałem brałem udział w zatrzymaniu pociągu w Czastarach, powiat Wieluń, w nocy z 17 na 18 lutego 1946 r. Wyjechaliśmy o godz. 1 w nocy. dowódca nie objaśnił większości uczestników o celu tej akcji, prawdopodobnie wiedziała o nim jedynie mała grupa. Ja także nie miałem pojęcia do czego akcja ta zmierza. Zostałem tak postawiony z automatem, że gdy nadjechał pociąg stałem przy ostatnim wagonie. Co się wtedy działo nie mógłbym powiedzieć, gdyż słyszałem tylko strzały i niczego nie widziałem. Gdybym miał świadomość, że celem tej akcji mają być zabójstwa żołnierzy sowieckich, to raczej uciekłbym, aniżeli dałbym się do tego użyć. Nigdy nie miałem na sumieniu żołnierzy sprzymierzonych. Jedynie kompletny brak wiadomości o zamierzeniach dowództwa pozwoliły mu na wykorzystanie mnie, który byłem w stopniu starszego strzelca.
Proszę gorąco Obywatela Prezydenta, aby wziął pod uwagę mój młody wiek, zupełnie zrozumiały strach przed zemstą organizacji podziemnej za zerwanie kontaktu oraz fakt, że byłem pionkiem, ślepą ręką wykonującą rozkazy dowództwa, że nie zabiłem żadnego człowieka, jak również to, że nie zabierałem żadnych przedmiotów dla siebie. Wierzę, że Obywatel Prezydent wczuje się w moje ówczesne położenie i korzystając z przysługującego mu prawa łaski, zamieni karę śmierci na karę więzienia.
Wrocław, 4 czerwca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu, na sesji wyjazdowej w Jaworze w dniu 13 VIII 1946 r. oskarżony z art. 27 i 28 KKWP w związku z art. 3 Dekretu z 16 XI 1945 r. zostałem skazany na karę śmierci.
Zwracam się do Obywatela Prezydenta z usilną prośbą o ułaskawienie. Prośbę swą motywuję następująco: popełnione przestępstwo nie było moją inicjatywą, gdyż zostałem wciągnięty do organizacji i sterroryzowany przez S. C., który obecnie zbiegł w niewiadomym kierunku, a Sąd uznał mnie za głównego winowajcę.
Jestem oficerem służby stałej Wojska Polskiego od 1937 r. Brałem czynny udział w wojnie z Niemcami w 1939 r. Zupełnie zniszczony moralnie i materialnie, tracąc ojca i matkę dostaję się do obozu koncentracyjnego w Niemczech, gdzie przebywałem do 1945 r. Oswobodzony przez Armię Czerwoną wróciłem do kraju. Podczas powrotu do Warszawy zatrzymałem się w biurze Pełnomocnika Rządu w Jaworze i jako pionier rozpocząłem organizowanie administracji cywilnej, pełniąc funkcję Kierownika Referatu Wojskowego. Za pracę na tym polu zostaję odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi w dniu 9 V 1946 r.
Skazany na karę śmierci pozostawiam żonę i trzymiesięczne dziecko bez żadnych środków do życia.
Mając zaledwie 31 lat mogę w przyszłości, po odbyciu kary, pracować dla dobra Ojczyzny.
Jedynie łaska Obywatela Prezydenta może uratować mi życie i zdecydować o przyszłości mojej i drogiej mi rodziny.
Jawor, 14 sierpnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu, na sesji wyjazdowej w Jaworze z dnia 13 VIII 1946 r., oskarżony z art. 1 i 3 Dekretu z dnia 16 XI 1945 r., zostałem sazany na karę śmierci.
Zwracam się do Obywatela Prezydenta z gorącą prośbą o darowanie mi życia. Prośbę swą motywuję następująco:
Podczas okupacji niemieckiej brałem czynny udział w walkach szeregach oddziałów partyzanckich, by jako młody chłopak z narażeniem wielokrotnym życia – wykuwać zręby niepodległości Ukochanej Ojczyzny.
Po oswobodzeniu Państwa Polskiego przez Armię Sowiecką przyjechałem na Ziemie Odzyskane, by w spokoju uczciwie pracować w Wolnej i Demokratycznej Polsce.
Mając zaledwie dziewiętnasty rok życia zostałem w mej pełnej nieświadomości wciągnięty przez elementy wywrotowe (jak się okazało) do nielegalnej organizacji. Elementy te całkowicie wykorzystały mój młody wiek, moją całkowitą nieświadomość i niewyrobienie społeczno-polityczne i użyły mnie jako pionka do swych podstępnych i skrytobójczych zamiarów. W wyniku tego popełniłem tak straszny w skutkach czyn, którego cały ogrom dziś odczuwam i, który stał się dla mnie niemytą hańbą całego mojego nieszczęśliwego życia. Obywatelu Prezydencie! Ty jako Włodarz Wolnej, Demokratycznej Polski, która wyszła zwycięsko z tak wielkiego kataklizmu i świeci blaskiem odradzającej się potęgi – racz spojrzeć na życie dziewiętnastoletniego człowieka! Życie, które przez ogrom tej wojny już tyle wycierpiało. Niechaj ta ogromna łaska darowania mi życia spłynie na mnie, abym w szczerej i uczciwej pokucie – sumienną pracą dla społeczeństwa zmył tę hańbę, która na mnie spadła.
Jawor, 15 sierpnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.